You are currently viewing Przyszłość Zdolnych. Ulcca Joshi Hansen

Przyszłość Zdolnych. Ulcca Joshi Hansen

przyszłość zdolnych Ulcca Joshi HansenPrzyszłość Zdolnych – streszczenie książki

O tym, jak system edukacji musi dostosować się do potrzeb młodych ludzi

The Future of Smart: How Our Education System Needs to Change to Help All Young People Thrive

Ulcca Joshi Hansen

Capucia Publishing, 14 września 2021 r. 

O autorce

Ulcca Joshi Hansen to międzynarodowy ekspert zajmujący się edukacją. Jest związana ze zrzeszającym ponad 300 organizacji filantropijnych stowarzyszeniem Grantmakers for Education, którego celem jest zapewnienie sprawiedliwego dostępu do edukacji. Ma dwójkę dzieci. Hansen zrobiła licencjat na Drew University, a doktoryzowała się na Oxfordzie. Ukończyła również trzyletnie studia prawnicze na Harvardzie. Dwukrotnie wygłaszała wykłady na konferencjach TEDx. Otrzymała liczne prestiżowe stypendia, m.in. od Fundacji Stypendialnej Harry’ego S. Trumana.

O książce

“Słowo zdolny określa ludzkie umiejętności w sposób uproszczony i w dużej mierze zdehumanizowany. Idea stojąca za tym słowem opiera się na utrwalanym przez stulecia stereotypowym przekonaniu, zgodnie z którym w społeczeństwie pożądane sobie jedynie określone cechy. Bycie zdolnym to coś więcej niż fundament, na którym opiera się szkoła; to jedna z zasad organizujących nasze społeczeństwo. Zasada, która stanowi poważne zagrożenie dla rozwoju naszych dzieci i naszej społeczności. Ta książka stara się odpowiedzieć na pytanie, co naprawdę oznacza bycie zdolnym oraz co powinien premiować nasz system edukacji – czyli różnorodność i złożoność ludzkiego charakteru oraz umiejętność przyczynienia się do rozwoju ludzkości. Teraz, myśląc o dotychczasowej edukacji, uświadamiam sobie, że szkoły koncentrują się jedynie na tym drugim”. 

”Przyszłość Zdolnych” (“The Future of Smart”) to jedna z tych książek, które sprawią, że spojrzymy na edukację pod zupełnie nowym kątem. Jej cel to odpowiedź na dwa fundamentalne pytania – co to znaczy “być zdolnym” oraz – co zresztą zawarto w podtytule – jak system edukacji musi dostosować się do potrzeb młodych ludzi.

Szukając odpowiedzi, Hansen czerpie z nauk ścisłych, historii oraz własnego ponad dwudziestoletniego doświadczenia  – i w końcu ją znajduje. Autorka przyznaje jednak, że realizacja przedstawionego przez nią planu skierowania edukacji na nowe tory może zająć lata, jeśli nie dekady.

Oczywiście wszystko zależy od nas, ludzi, którzy są częścią tego systemu – rodziców, nauczycieli, edukatorów. Zmiana zaczyna się od nas (stąd też pomysł na tego bloga).

Wielu świetnych naukowców od dekad mówiło o metodach, które mogą ulepszyć edukację. Mamy już twarde dowody na to, że na sukces naszych dzieci składa się coś więcej niż wiedza akademicka – problem w tym, że system edukacji zdaje się tego nie zauważać. Biorąc pod uwagę zmiany gospodarcze i technologiczne, a także malejące poczucie zadowolenia z życia dzieci, szkoły po prostu muszą zmienić swoje podejście do uczniów.

Podobnie jak w przypadku “Kreatywnych szkół” Kena Robinsona, docelowymi czytelnikami “The Future of Smart” są przede wszystkim osoby zawodowo związane z edukacją. Po książkę powinien jednak sięgnąć każdy rodzic, który za zasadną uważa debatę nad tym, czego i jak powinno uczyć się w szkołach. 

Choć Hansen pisze głównie o amerykańskim systemie edukacji, przedstawiane przez nią założenia można odnieść do każdego innego kraju. Z perspektywy Polaka i Rosjanki dostrzegamy wiele punktów wspólnych 🙂 

Przejdźmy do krótkiego omówienia.

Główne myśli

Patrzenie na edukację z perspektywy mózgu

“Jedna z teorii zawartych w tej książce, oparta na koncepcji opracowanej przez psychiatrę Iaina McGilchrista, kłóci się z powszechnym przeświadczeniem, że obie półkule mózgowe odpowiadają za inne zadania (lewa za matematykę i logiczne myślenie, a prawa za sztukę i odczuwanie). Teraz wiadomo już, że przy każdej czynności obie półkule działają jednocześnie – dotyczy to również takich aktywności jak rozumowanie, wyobrażanie sobie oraz tworzenie. 

McGilchrist odkrył, że różnica między obiema półkulami polega na tym, w jaki sposób wchodzą w interakcje z otaczającym światem. Półkule mogą pracować niezależnie od siebie albo jednocześnie, pozwalając na wykonywanie dwóch ważnych czynności naraz […] Lewa półkula wyciąga rzeczy z szerszego kontekstu, bada ich cechy i nadaje im imiona, podczas gdy prawa skupia się na szerszej perspektywie. Za pomocą lewej półkuli rzeczy stają się abstrakcyjne, zaś za pomocą prawej – żywe i konkretne. Lewa półkula zajmuje się tym, co należy zrobić w danej sytuacji i co oznaczają poszczególne rzeczy; prawa wyczulona jest na to, czym te rzeczy po prostu są i jakie uczucie w nas wzbudzają”.

Najefektywniej uczymy się, gdy zaangażowane są obie półkule naszego mózgu. Przy okazji – serdecznie polecamy ten świetny film, w którym McGilchrist tłumaczy koncepcję “podzielonego mózgu” (“divided brain”).

Ulcca zauważa, że jednym z głównych problemów związanych z obecną edukacją jest fakt, że ceni ona głównie zachowania warunkowane przez lewą półkulę mózgu. Szkoły nadmiernie skupiają się na wynikach i innych danych ilościowych, zupełnie ignorując przy tym indywidualne doświadczenie każdego człowieka.

“Gdybyśmy posunęli się do skrajności, doświadczanie życia jedynie poprzez lewą połkulę byłoby jak znalezienie się w pokoju pełnym luster – to ciągłe poszukiwanie porównań i praktycznych rozwiązań pozbawione jakiegokolwiek intuicyjnego, odczuwalnego sensu oraz możliwości zetknięcia się z faktycznym fizycznym obiektem. W świecie zdominowanym przez lewą półkulę tracimy szerszą perspektywę. Naszą uwagę przykuwają poszczególne strzępy informacji, ale umyka nam ich prawdziwe przesłanie. Wyspecjalizowanie wygrywa z praktyką i zrozumieniem całości. Kunszt, bystrość umysłu oraz intuicja wypierane są przez “ekspercką” wiedzę, która zamiast doświadczenia bazuje na teorii i kwalifikacjach. Podążamy za technokratycznymi rozwiązaniami, mimo że oddalają nas one od poczucia zaangażowania. Dotykamy świata nie poprzez doświadczanie siebie i innych, a poprzez symulacje. Prędkość i głośność górują nad jakością. Pomija się historię i kontekst, a dąży do przyszłości napędzanej bezwiednie przez dane i technologię. Nie doszliśmy jeszcze do zupełnej reorientacji na lewą półkulę, ale zmierzamy w tym kierunku. Pytanie – co z tym zrobić”. 

To naprawdę świetne pytanie. Może właśnie dlatego tak szybko na popularności zyskują ruchy takie jak mindfulness? Może ludzie starają się wypełnić tę pustkę?

Świat, który nas otacza, jest bardzo złożony. Jeśli będziemy doświadczać go głównie poprzez lewą półkulę, możemy tego po prostu nie zauważyć. Jeśli uznamy, że osiągniemy szczęście, startując w wyścigu szczurów, chcąc zdobyć lepszą pracę, kupić większy dom czy mieć lepsze ciało, bardzo możliwe, że przegapimy cały szereg innych czynników, które właśnie o tym szczęściu decydują.

Model holistyczno-natywny jako alternatywa dla tradycyjnej edukacji

“Perspektywa holistyczno-natywna bierze pod uwagę, jak ważny jest rozwój człowieka. Środowisko związane z edukacją i program nauczania jest dostosowany do etapu rozwoju dziecka. To życie dziecka jest siłą napędową tego, co dzieje się w szkole”.

To już kolejny argument, który przemawia za tym, że potrzebujemy rewolucji w systemie edukacji. Tradycyjne szkoły (Hansen nazywa je kartezjańsko-newtońskimi) nie biorą pod uwagę etapu rozwoju, na jakim znajduje się dziecko. A wszystkie dzieci rozwijają się we własnym tempie. Zakładając, że każdy jest na tym samym etapie nauki, powodujemy dużo napięcia i stresu u tych, którzy po prostu jeszcze do niego nie doszli. A także frustracji – u tych, którzy dany etap już zostawili za sobą. Większość uczących się dzieci zdecydowanie nie doświadcza w jej trakcie uczucia przepływu.

Szkoły, w których naucza się w nurcie holistyczno-natywnym, podkreślają wagę holistycznego rozwoju mózgu chodzi o przedstawienie świata jako coś, co jest złożone i ciągle podlega przeobrażeniom. Ma to zwrócić uwagę uczniów na zależności pomiędzy różnymi wydarzeniami oraz skłonić ich do głębszej refleksji, również na temat samych siebie.

Zdaniem autorki to najlepszy model edukacji dostosowany do tego, jak wygląda otaczająca nas rzeczywistości. Właśnie takiej transformacji potrzebujemy. Podejście HIL, jak nazywa je Ulcca, wyjaśnione jest w książce za pomocą następującego schematu:

przyszłość zdolnych Ulcca Joshi Hansen
The Future of Smart. Ulcca Joshi Hansen

Kwestia faktycznie jest bardzo złożona. Jeśli zdecydowalibyśmy się wdrożyć ten model na poziomie całego kraju, potrzebna byłaby prawdziwa rewolucja. W książce znajdziecie więcej szczegółów związanych z tym procesem – polecamy zwłaszcza osobom zawodowo związanym z edukacją.

Każda osoba ma swój unikalny potencjał

“Każde dziecko rodzi się z unikalnymi cechami, a ich kultywacja powinna stać w centrum całego procesu rozwoju. Unikalność dziecka to ten obszar, w którym zahacza ono o coś nadludzkiego – powinno się o to dbać. Stąd zresztą znaczenie istniejących w wielu rdzennych kulturach rytuałów przejścia czy ceremonii nadania imienia: są one uznaniem partykularnej natury dziecka. Rolą rodzin, szkół, społeczności i społeczeństw jest pomaganie w rozwoju młodego człowieka poprzez zauważanie różnych wymiarów jego istnienia – fizycznego, intelektualnego, społecznego, emocjonalnego i duchowego”.

To prawda. Każdy ma unikalny potencjał. I każdy może nauczyć się żyć świadomie od najmłodszych lat. Potrzebujemy szkół, które cenią unikalność każdego dziecka i to wokół niej budują cały system. Nie wszystko jest dla każdego.

Jeśli będziemy zwracać uwagę na energię, która jest w ludziach i zadbamy o to, by nasze dzieci miały za sobą dużo doświadczeń oraz angażowały się w interakcje z innymi, będą rozwijały swój potencjał od najmłodszych lat.

Może stan przepływu łączy nas z tym, co boskie? Może stwarza okazje do refleksji nad samym sobą, pomaga w rozwoju osobowości autotelicznej? Może pozwala dzieciom odkryć, co naprawdę kochają i skupić się na silnych stronach, zamiast na słabościach. Może daje okazję ku temu, by odkryły swój życiowy cel? 

P.S. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne miejsca, w których dba się o rozwój osobisty. Coaching, samopomoc, trenerzy mentalni – to wszystko jest w pełnym rozkwicie. Jeśli faktycznie te wszystkie kwestie są takie istotne, to dlaczego nie uczyć o nich od najmłodszych lat?

Szkoły powinny uczyć dobrostanu

“Dobrostan wynika z zaangażowania w zajęcia, który mają dla nas znaczenie, a za którymi stoi poczucie sensu. Brzmi intuicyjnie, ale łatwo o tym zapomnieć. Historie o sukcesie i byciu zdolnym, o tym, czego i dlaczego powinny uczyć się nasze dzieci oraz co jest im potrzebne do spełnienia – one wszystkie zakorzenione są w naszym rozumieniu dobrostanu i spełnienia. Te komunikaty – przekazywane wprost lub nie – zostają z dziećmi na resztę życia. Niestety, w miarę podejmowania niezwykle kosztownych wysiłków na rzecz polepszenia edukacji, drastycznej zmianie uległa ledwie jedna ze składowych tego systemu: ogólny dobrostan dzieci. Jest z nim coraz gorzej. Innymi słowy – nie tylko nie udało nam się wpłynąć na poprawę wyników akademickich dzieci, a sprawiliśmy, że są na przestrzeni 20 lat stały się one zauważalnie mniej szczęśliwe”.

Trudno się z tym nie zgodzić! Wielu psychologów bije na alarm – stan psychiczny naszych dzieci naprawdę nie jest dobry. Martin Seligman w “Pełni szczęścia” pisze

“Jednym z powodów, dla których nasze dzieci powinny uczyć się o dobrostanie, jest widoczna obecnie fala depresji, której towarzyszy jednak nominalny wzrost poczucia szczęśliwości w ciągu ostatnich 20 lat. Kolejny powód to fakt, że lepsze samopoczucie pomaga w uczeniu się, co jest tradycyjnym celem edukacji. Pozytywne nastawienie sprzyja lepszej koncentracji, bardziej kreatywnemu oraz wszechstronnemu myśleniu”.

Przypomina to także przemyślenia Williama Damona, który w “Drodze do celu” pisze

„Jeśli nie opowiemy naszym uczniom o tym, co za znaczące uważają dorośli, których podziwiają; jeśli nigdy nie pokażemy im, w jaki sposób oni szukali swojego celu w życiu; jeśli nigdy nie damy im okazji do refleksji nad własnym poszukiwaniem i nie zachęcimy ich do zadawania pytań na temat tego, co chcą zrobić ze swoim życiem, ryzykujemy wychowanie pokolenia, które wkroczy w dorosłość bez żadnego ukierunkowania – albo, co gorsza – nie będzie chciało wkroczyć w dorosłość wcale”.

Gotowość do tego, by wieść spełnione życie jest o wiele ważniejsze niż gotowość do zaliczenia testu w szkole. Pomyślcie o tym. I zerknijcie na nasz artykuł o tym, jak pomóc dzieciom znaleźć w życiu cel.  

Edukacja musi przygotować dzieci na przyszłość 

“W najbliższej przyszłości wzrośnie zapotrzebowanie na dwa typy pracowników, których kompletnie pomija przemysłowy model pracy – tych, którzy potrafią pracować w różnorodny, interdyscyplinarny sposób, rozwiązując wieloaspektowe i niejednoznaczne zadania; oraz tych, którzy są wchodzą w interakcję ze światem, wykorzystując cechy właściwe ludziom i niemożliwe do zastąpienia przez sztuczną inteligencję – czyli empatię, współczucie, umiejętność adaptacji i kreatywność.

Pozbawiona kontekstu, mechaniczna praca nie przygotuje uczniów na spotkanie ze światem – ten jest bowiem pełen złożonych, dynamicznych, systemowych problemów, które można rozwiązać jedynie poprzez współpracę odmiennie myślących ludzi. 

Zorientowana na człowieka, wyzwalająca edukacja zakłada lekcje, które swoją strukturą przypominają faktyczne życie i pracę – są nieuporządkowane, nielinearne, niejednoznaczne i wieloaspektowe. Odzwierciedlają więc rzeczywistość, na którą młodzi ludzi nie mogą przygotować się na poziomie konceptualnym; muszą się w niej zanurzyć, ucząc się jednocześnie, na czym polega zdobywanie wiedzy, umiejętności i innych cech, które pozwolą im rozwinąć skrzydła”.

To prawda! Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał rynek pracy za 10 lat. Na razie wiemy, że całkiem niedługo sztuczna inteligencja może przejąć obowiązki ludzi w przypadku wielu zawodów wymagających użycia lewej półkuli mózgu.

Wszystko zaczyna się od nauczycieli

“W programach HIL edukatorzy pełnią niezmiernie ważną rolę. To właśnie oni wchodzą w interakcje oraz kształtują inne poziomy całego ekosystemu – chodzi o samych uczniów, ale także innych nauczycieli oraz członków społeczności. Nauczyciele w szkołach Steiner oraz Krishnamurti w ramach początkowego szkolenia spędzili dużo czasu, pracując nad własnym rozwojem osobistym. Zdaniem założycieli tych szkół (podobnie jest zresztą w przypadku szkoły Montessori) zanim nauczyciel stanie się intelektualnym i osobistym przewodnikiem ucznia oraz pokaże mu, jak być sobą, powinien najpierw zastanowić się nad procesami osobistej transformacji, które dotyczą jego osoby. Musi uświadomić sobie i zaakceptować to, skąd pochodzi, w co wierzy, co go kształtuje i stanowi dla niego wyzwanie; dopiero wówczas posiądzie narzędzia potrzebne do tego, by tworzyć wspólnotę i warunki do nauki, która odbywa się z wykorzystaniem wszystkich zmysłów w autentyczny sposób”.

O tak – dobra edukacja zaczyna się od dobrego nauczyciela. Podobnie jest z rodzicielstwem – jeśli chcemy wychować niezależnego, ambitnego dorosłego, powinniśmy zacząć od samych siebie. Postarajmy się być samoświadomi i skupiać się bardziej na relacji z dzieckiem niż na kontrolowaniu jego zachowania. No i nigdy nie przestawajmy się uczyć (także pod kątem rozwoju osobistego).

Podobne podejście podzielał sir Ken Robinson. Jak wskazywał, w tradycyjnych szkołach na nauczycielach często ciążą obowiązki związane z realizowaniem określonych celów – czy to “narodowych”, czy politycznych – oraz cały szereg zadań administracyjnych. Na budowaniu więzi z dzieckiem, nie mówiąc już o rozwoju osobistym, nie starcza po prostu czasu. A przecież jest to tak naprawdę kluczowe. 

Dla tych, którzy są przekonani do nowego podejścia w edukacji, dobrą wiadomością jest na pewno to, że szkoły w nurcie holistyczno-natywnym istnieją – to placówki oparte na metodach nauczania Marii Montessori, Rudolfa Steinera oraz Jiddu Krishnamurti. Jaka jest zła wiadomość? Takie szkoły to rzadkość, a większość nich jest prywatna.

P.S. Największy problem ze szkołami HIL to ich odmienne podejście do oceniania ucznia – ciężko wpisać je w obecnie obowiązujący system. Oznacza to, że po ukończeniu takiej szkoły dzieci mogą mieć problemy z tym, by dostać się na studia. To główny powód, dla którego nie wysłaliśmy tam własnych dzieci. 

Warto spróbować

  1. Zachęć dzieci do tego, by odkrywały swoje unikalne cechy – zainteresowania, pasje, mocne strony, właściwy im styl uczenia się. Jak mogą je wykorzystać do tego, by lepiej się uczyć?
  2. Pomyśl krytycznie o własnych doświadczeniach w szkole. Co mogło być lepiej zorganizowane?
  3. “Pomyśl o jednej rzeczy związanej z władzą, bogactwem czy statusem, z której Ty albo Twoje dziecko bylibyście w stanie zrezygnować na rzecz stworzenia przestrzeni, która zapewni Wam poczucie celu i spełnienia”.
Spread the love

Dodaj komentarz