Radzenie sobie z napadami złości oraz wybuchami silnych emocji u dzieci jest jednym z największych wyzwań rodzica. To coś naprawdę trudnego.
Jeśli jednak sami wyposażymy się w odpowiednie narzędzia, których będziemy używać za każdym razem, gdy nasze dziecko będzie przechodziło przez ciężkie chwile, wszystko stanie się choć trochę prostsze.
Na szczęście jest jedna książka, która zupełnie zmieniła sposób, w jaki podchodzę do napadów szału oraz innych sytuacji, w których dzieci dają upust swoich emocjom. To “Zintegrowany mózg, zintegrowane dziecko” autorstwa Dana Siegela oraz Tiny Payne-Bryson (więcej o niej tutaj).
Jedna z najlepszych strategii, którą tam znalazłam, brzmi po angielsku: “engage, don’t enrage”, czyli – “angażuj, nie rozwścieczaj”. To nie tylko prawdziwe koło ratunkowe w momentach emocjonalnej eksplozji dziecka, ale metoda, dzięki której rozwija ono powoli istotne umiejętności, które przydadzą mu się później w życiu.
To naprawdę działa.
Jak mądrze podejść do napadu złości
Był piękny sobotni poranek, a ja z trójką synów wybrałam się na plac zabaw. Kiedy już dotarliśmy, uświadomiłam sobie, że zapomniałam zabrać z domu wodę. Nie było to jednak żadnym wielkim problemem – zaopatrzyłam się w nią w pobliskim sklepie. Nic prostszego.
Wszystko szło jak z płatka, a plac zabaw opuściliśmy w świetnych nastrojach. Kiedy chłopcy wskoczyli na hulajnogi i pognali w stronę domu, ja wyrzuciłam puste butelki po wodzie do śmieci.
JAK. ŚMIAŁAM.
Gdy byliśmy już blisko domu, mój czteroletni syn kompletnie stracił nad sobą panowanie. “WRACAAAAJMY!!” – darł się wniebogłosy, płacząc i ciągnąc mnie za rękę.
Krótko mówiąc – jego mózg uległ kompletnej deregulacji. Wiedziałam, że fala emocji jest olbrzymia, a lada moment może zmienić się w prawdziwe tsunami. Co robić?
Wzięłam głęboki oddech (“uspokój się i rób swoje” stało się już moją mantrą) i zaczęłam myśleć nad szybkim rozwiązaniem.
Opcja nr 1 (autopilot)
Wciągnij go do domu. Zamknij drzwi. Powiedz mu, że czas zabawy minął i może krzyczeć ile chce, ale nie wracamy. A, i może dodaj coś o tym, kiedy będzie obiad.
Rezultat – Zignoruję jego uczucia i prawdopodobnie nie pomogę mu nauczyć się, jak panować nad trudnymi emocjami. Prawdopodobnie osłabi się też nasza więź. Wszyscy będziemy mieli zepsutą resztę dnia.
Opcja nr 2 (rozważny styl rodzicielstwa)
Wypróbuj opisywaną w książce “Zintegrowany mózg, zintegrowane dziecko” strategię, zgodnie z którą powinniśmy dziecko zaangażować, a nie rozwścieczać (“Engage, don’t enrage”).
Krok 1: Połącz się z prawą półkulą – Odwołuję się do prawej półkuli mózgu mojego syna, zapewniając go, że ma prawo czuć to, co czuje. Wykorzystuję niewerbalne sygnały takie jak dotyk, wyraz twarzy, kojący ton głosu oraz wysłuchanie dziecka ze współczuciem.
Krok 2: Przekieruj sprawę na lewą półkulę – kiedy dziecko poczuje się wysłuchane/zrozumiane, próbuję połączyć się z jego lewą półkulą, wykorzystując do tego logiczne wyjaśnienia oraz planowanie.
Krok 3: Zaangażuj jego górny mózg – Zapytaj, co się dzieje i co spowodowało gniew. Potem możesz zadać pytanie dotyczące ewentualnego rozwiązania problemu.
Rezultat – Dam dziecku okazję do praktyki samoregulacji oraz rozwiązywania problemów.
To drugie pewnie lepsze. Dobra, głęboki oddech i próbujemy.
“Kochanie, widzę, że jesteś zmartwiony” – powiedziałam łagodnie. “Rozumiem. Tak dobrze bawiłeś się na placu zabaw, a teraz trzeba wracać. O to chodzi? Ja też bym była trochę smutna”.
Przytuliłam syna, cały czas zachowując spokój – tak, to najcięższa część.
“NIEEE! CHCĘ WODĘ!!! TĘ, KTÓRĄ KUPIŁAŚ!!!! A TY JĄ WYRZUCIŁAŚ!!!!!”
Dobra, to zaczyna nabierać sensu. Kontynuowałam więc:
“Aha, rozumiem. Jesteś zły, bo wyrzuciłam butelkę wody. A to była butelka, którą Ty wybrałeś. No tak. To ma sens! Przepraszam, że to zrobiłam, ale nie wiedziałam, że chcesz ją mieć. Też byłoby mi przykro, gdyby ktoś mi coś wyrzucił”
Mój syn (łkając): “Wracajmy i weźmy ją z kosza. Chcę się napić wody!”.
Fuj.
Ja (próbując połączyć się z jego lewą półkulą): “Kochanie, to może być trudne, bo w koszu jest już wiele innych rzeczy i jest cały brudny. Butelka pewnie jest na samym dole. Nie chcę jej wyjmować.
Czyli mamy problem – butelka jest w koszu na śmieci, a Ty chcesz napić się z niej wody. Może razem znajdziemy rozwiązanie?”.
Potem zaproponowałam gry, w jakie lubimy grać, by się uspokoić i odzyskać kontrole nad sobą – Snake Breath oraz Stinky and Dirty.
Zrobiliśmy burzę mózgów. Oto niektóre rozwiązania, na które wpadł Alex:
- Wykopać butelkę koparką
- Wywrócić śmietnik tak, żeby wypadły wszystkie śmieci i wtedy znaleźć butelkę
- Wynająć helikopter, który wyjmie butelkę specjalnym hakiem (jak Pani Królik w Śwince Peppie)
Później omawialiśmy plusy i minusy każdego rozwiązania. Po 5 minutach już oboje śmialiśmy się, wymyślając coraz bardziej absurdalne możliwości.
“A może po prostu wejdziemy do domu i napijesz się wody ze swojej ulubionej butelki z rekinami?”.
“Dobrze, mamo”.
Fiu, fiu. Sukces! Nawet nie było to aż takie trudne.
Za pomoc dziękuję doktorowi Siegelowi oraz doktor Payne-Bryson 🙂
P.S. Naprawdę warto zajrzeć do książki po więcej strategii radzenia sobie w podobnych sytuacjach – to jedna z najlepszych lektur tego typu.
Trzymajcie się ciepło,
Irina