Pułapka nadopiekuńczości – streszczenie książki
Wyzwól się od z pułapki nadopiekuńczości i przygotuj dziecko na osiągnięcie suckesu
How to raise an adult. Break Free of the Overparenting Trap and Prepare Your Kid for Success
Julie Lythcott-Haims
Bluebird; Main Market edition (10 września 2015)
O autorce:
Julie Lythcott-Haims pracowała na Uniwersytecie Stanforda, gdzie ponad dekadę zajmowała się doradztwem akademickim skierowanym do studentów studiów licencjackich. Za wkład w tę dziedzinę otrzymała nagrodę Dinkelspiel Award. Jest matką dwójki nastolatków. Wielokrotnie wypowiadała się i opisywała fenomen tzw. helicopter parenting, czyli rodziców, którzy śledzą każdy krok swoich dzieci niczym helikopter. Wyniki jej prac omawiane były w wykładach na platformie TED, a także w czasopismach takich jak „Forbes” czy „Chicago Tribune”.
O książce
W “How to Raise an Adult” („Pułapka Nadopiekuńczości”) Julie Lythcott-Haims czerpie z badań naukowych, rozmów z pracownikami rekrutacyjnymi, nauczycielami, pracodawcami, a także z własnych przemyśleń – wszystkie one dotyczą tego, jak nadopiekuńcze rodzicielstwo (tzw. overparenting, z ang. „over” – czyli „zbyt”) szkodzi nie tylko dzieciom, a także zestresowanym rodzicom oraz społeczeństwu. Z jednej strony autorka empatycznie podchodzi do odczuć, zwłaszcza tych związanych z lękiem, które prowadzą do takiego stanu rzeczy, z drugiej strony wskazuje alternatywne strategie działania, które pozwolą dzieciom na popełnianie błędów, rozwój wytrwałości, pomysłowości oraz wewnętrznej determinacji koniecznej do osiągnięcia sukcesu. Świetna lektura dla każdego rodzica, który jak najlepiej życzy swojemu dziecku.
Kluczowe przemyślenia
“To książka o rodzicach, którzy są nadmiernie zaangażowani w życie swoich dzieci. Skupia się na miłości oraz związanym z tym zaangażowaniem strachu. Patrzy na krzywdę, którą możemy wyrządzić, robiąc zbyt wiele. I pokazuje, jak wiele możemy długofalowo osiągnąć – i jak możemy pomóc dzieciom osiągnąć jeszcze większy sukces – zmieniając swoje podejście do rodzicielstwa”.
Jako rodzice chcemy dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze – przede wszystkim chcemy, żeby były szczęśliwe i wiodły spełnione życie. Chcemy więc też być możliwie jak najlepszymi rodzicami – a to, co do zasady, też jest dobrą rzeczą. Ale, jak to często bywa, co za dużo, to niezdrowo.
Edukatorka słusznie zauważa, że obecnie wśród rodziców rośnie tendencja do tego, by ich rodzicielstwo wpisywało się w duch helicopter parenting. Rodzice zbytnio martwią się o dzieci i zbytnio angażują się w ich życie, co pociąga za sobą mnóstwo negatywnych, długofalowych konsekwencji i – zarówno dla dzieci, jak i rodziców.
W książce znajdziemy mnóstwo często boleśnie zabawnych historii dotyczących nadgorliwego rodzicielstwa, a także nadmiernie wypełnionego obowiązkami dzieciństwa. Dowiemy się też, jak i dlaczego postępować inaczej. Historie zawarte w książce są mocno zorientowane na Stany Zjednoczone (wiele z nich dotyczy uniwersytetów z prestiżowej Ligii Bluszczowej), ale odnieść się do zaprezentowanych w niej doświadczeń mogą wszyscy rodzice niezależnie od kraju zamieszkania.
Kultura nadopiekuńczych rodziców – dbanie o to, by dzieci były całe i zdrowe
“Jeśli przeszkodzimy naszym dzieciom w nauce tego, jak poruszać się po świecie, który wykracza poza nasze podwórko, w przyszłości wróci to do nich z podwójną siłą za każdym razem, gdy będą czuły się przerażone, zdziwione, zagubione czy niepewne”.
Większość z nas wychowuje swoje dzieci inaczej, niż była wychowywana sama. Mamy większy dostęp do technologii i większą świadomość, co MOGŁOBY się naszym dzieciom przytrafić. To sprawia, że podchodzimy do tego bardziej neurotycznie. Jeśli pozwolimy dziecku bawić się samemu na podwórku, w naszej głowie rodzą się najróżniejsze czarne scenariusze: ktoś może je porwać, może spaść i złamać nogę, inne dzieci coś mu zrobią itd. itp. Pilnujemy więc swoje dzieci na placach zabawach, zawozimy do szkoły, od razu angażujemy się w konflikty z ich udziałem. Staramy się jak najbardziej je chronić.
Jak się okazuje, nie jest to najlepsza metoda:
“Wydaje się, że chcemy przygotować dzieci do tego, by żyły w promieniu jednej mili od nas samych, i nie obchodzą nas te życiowe umiejętności, które można rozwinąć jedynie poprzez zwiększanie niezależności”.
Jako rodzice powinniśmy nauczyć się oswoić swoje lęki i pozwolić dzieciom odkryć świat samodzielnie. Dlaczego? Ponieważ w ten sposób uczą się umiejętności samodzielnej oceny ryzyka. Pozwoli im to także być pewnym siebie, niezależnym i odpowiedzialnym.
Zamiast być nadopiekuńczym rodzicem, który stara się wszystko za dziecko zrobić, powinniśmy przede wszystkim nauczyć nasze dzieci określonych umiejętności życiowych – tak, by mogły te rzeczy robić same.
Pytanie do Was – ile przestrzeni do odkrywania świata dajecie swoim dzieciom?
Konsekwencje helicopter parenting
Problemem większości rodziców jest to, że chcą, by ich dzieci miały okazję do rozwoju, nauki dyscypliny oraz stawiania czoła wyzwaniom – jednak tak, by ich uczucia nigdy nie zostały zranione.
Oczywiście rodzicom-helikopterom przyświecają dobre intencje – ich nadrzędnym celem jest to, by ich dzieci odnalazły się w mocno konkurencyjnym świecie i były po prostu szczęśliwe. Jednak – kontrolując ich wszystkie decyzje – dają wyraz swojemu lękowi przed tym, że bez tego zaangażowania ich dzieci nie byłyby w stanie osiągnąć sukcesu.
Rodzice, którzy wpisują się w ten typ, mają w głowie „checklistę” określającą to, co powinny robić ich dzieci i starają się ją pieczołowicie realizować. Zarażają je przy tym mentalnością, która nie toleruje błędów, tym samym wpajajć im sztywny sposób myślenia.
Kiedy dzieci realizują przygotowaną przez rodziców „checklistę”, przyzwyczają się do tego, że ich opiekunowie prowadzą je za rękę i rozwiązują za nich problemy. Stają się od nich zależne dosłownie w każdym aspekcie życia. Gdy muszą zmierzyć się z problemem, nie szukają rozwiązań, tylko proszą o pomoc rodziców.
Jedną z najsmutniejszych konsekwencji takiego stanu rzeczy jest fakt, że dzieci wychowywane w tym duchu tracą umiejętność marzenia i nawet nie myślą o tym, co chciałyby zrobić z własnym życiem. Tutaj warto wspomnieć o Williamie Damonie, który w „Drodze do celu” podkreśla, że niektórzy rodzice wywierają na dzieciach nadmierną presję dotyczącą ich życiowych wyborów, co prowadzi do kryzysu w późniejszym życiu oraz poczucia pustki i bezcelowości.
Co więcej, badania wskazują na to, że dzieci wychowywane przez rodziców-helikopterów były „mniej otwarte na nowe pomysły oraz działania, a także bardziej wrażliwe, lękliwe oraz samoświadome”. Jednocześnie deklarowały znacznie wyższy poziom uczuć towarzyszących depresji oraz mniejszą satysfakcję w życie. Bezradne dzieci w złym stanie psychicznym – nie najlepsza perspektywa. Co gorsza, konsekwencje nadgorliwego stylu wychowania będą ciągnąć się za dzieckiem przez całe dorosłe życie – i nie są łatwe do naprawienia.
Tę problematyką w książce “Ty, Twoje dziecko i szkoła” porusza też Sir Ken Robinson, odnosząc się do psychologa Chrisa Meno z Indiana University.
“Kiedy nie zapewnimy dzieciom wystarczającej przestrzeni do tego, by same zmierzyły się z pewnymi wyzwaniami, nie nauczą się umiejętności rozwiązywania problemów. Nie nauczą się ufać własnym zdolnościom, co wpłynie na ich poczucie własnej wartości. Kolejnym problemem, który wynika z braku konieczności mierzenia się z problemami, jest nieznajomość porażki, co może prowadzić do ogromnego lęku przed jej doznaniem i rozczarowaniem innych. Niskie poczucie własnej wartości oraz lęk przed porażką mogą doprowadzić do depresji i zaburzeń lękowych”.
To idealne przeciwieństwo tego, czego chcemy dla naszych dzieci ☺ I tak, dobrze zgadliście – dzieciom szkodzą również nadopiekuńczy rodzice.
“Badania wykazały, że matki, których nastawienie wobec rodzicielstwa zakładało intensywne zaangażowanie, miały większą tendencję do przeżywania złych stanów psychicznych. Matki, które uważały, że najważniejszym rodzicem jest kobieta, odczuwały niższą satysfakcję z życia, a te, których zdaniem bycie rodzicem jest wyzwaniem wymagającym eksperckiej wiedzy i umiejętności były bardziej zestresowane i miały większe tendencje do depresji niż matki, według których do bycia rodzicem wcale nie jest potrzebne ogromne doświadczenie”.
Dowód na to, że nadgorliwość po prostu nie popłaca. A poniżej rady, jak wyrwać się z tej pułapki.
Naucz dzieci umiejętności potrzebnych w życiu
“Osoba prowadzona całe życie ze rękę i wyręczana w robieniu różnych rzeczy nie ma możliwości, by osiągnąć biegłość zgodnie z teorią nazwaną przez profesora Alberta Bandura teorią własnej skuteczności. Polega ona na wierze we własne umiejętności dotyczące wykonania danego zadania, osiągnięcia celu czy opanowania określonej sytuacji”.
Podstawowe umiejętności życiowe takie jak pilnowanie swoich rzeczy, przygotowywanie posiłków oraz budzenie się określonej godzinie są kluczowe absolutnie dla wszystkich. To nasza odpowiedzialność jako rodziców, by nauczyć ich nasze dzieci, przygotowując je tym samym do dorosłego życia.
Oczywiście wyręczanie dzieci w wykonywaniu obowiązków domowych często traktujemy w kategorii przejawu miłości. Ale wiecie, co dzieje wtedy dzieje się z dziećmi? Nie tylko stają się rozpieszczone, ale także uczą się bezradności. Termin „wyuczonej bezradności” rozpropagowany przez Martina Seligmana oraz Christophera Petersona opisuje sytuacje, w których w następstwie takiego traktowania ludzie zamykają się w sobie, przekonani, że nie mają wpływu na otaczającą ich rzeczywistość.
W nauce jakiejkolwiek umiejętności możemy wyróżnić cztery etapy:
“- najpierw robimy to za ciebie
– potem robimy to z tobą
– potem patrzymy, jak ty to robisz
– potem robisz to zupełnie samodzielnie”.
Proste, ale genialne.
Jakich umiejętności warto nauczyć dziecko? Zależy od wieku ☺ Po więcej informacji możecie kliknąć tutaj.
Pytanie do Was – jakich trzech umiejętności możecie zacząć uczyć swoje dzieci w tym tygodniu?
Daj im swobodę
Swobodna zabawa jest kluczowa dla zdrowego rozwoju dziecka, także jego zdrowia psychicznego:
“dla zdrowego rozwoju psychologicznego dzieci muszą angażować się w aktywności, które same wybiorą, którymi same kierują i które podejmują bez chęci osiągnięcia celów innych niż ta aktywność”.
De facto zabawa jest pracą dzieci. To ich podstawowa potrzeba.
Problem polega na tym, że część dzieci nie ma już przestrzeni do wolnej, niczym nieskrępowanej zabawy, jako że ich grafik po brzegi wypełniony jest różnego rodzaju zajęciami. Kiedy mają już trochę wolnego czasu, bawią się z nimi rodzice. Ale aby doświadczyć wszystkich korzyści płynących z zabawy, powinna być ona SWOBODNA – to znaczy, że nikt nie ma wpływu na jej przebieg. Oto związane z tym rady:
- Doceniaj wagę swobodnej zabawy i traktuj ją jako konieczny element w życiu dziecka (na równi ze spaniem czy jedzeniem).
- Daj dziecku rzeczy, które sprzyjają zabawie z użyciem wyobraźni – klocki Lego albo nawet wielkie kartonowe pudło (może przecież być domem, rakietą i samochodem – w zależności od wyobraźni dziecka).
- Pozwól dziecku zdecydować, jak i w co będzie się bawić – nie narzucaj mu swoich pomysłów.
- Popracuj nad dystansem między Tobą a dzieckiem (oprzyj się pokusie, by dołączyć do zabawy – choć jest to trudne).
- Postaraj się wypracować nawyk bawienia się na zewnątrz z innymi dziećmi (jak za starych, dobrych lat) – współpracuj z innymi rodzicami.
- Dawaj przykład – bawić się powinni również dorośli! Karty, gry planszowe, sporty, taniec… cokolwiek podoba się Tobie i Twoim przyjaciołom ☺
Pytanie do Ciebie – ile czasu na SWOBODNĄ zabawę ma na co dzień Twoje dziecko?
Naucz je, jak myśleć
“Jeśli chcemy, by nasze dzieci były w stanie myśleć samodzielnie, musimy wyrazić chęć nawiązania z nimi dialogu i oprzeć się naturalnej pokusie natychmiastowego udzielenia odpowiedzi, podzielenia się tym, co wiemy, rozwiązania problemu i innym sposobom ukrócenia dialogu – oraz ich samodzielnego myślenia”.
Krytyczne myślenie jest kluczową umiejętnością życiową. Naucz dziecko, jak ma wykorzystywać swój umysł. Zacznij rozmowę, zadawaj pytania. Przy rozwiązywaniu problemu zachęć dziecko do wypróbowania różnych rozwiązań i analizowania różnych możliwości. Rozmawiaj z nim o doświadczeniach, pomysłach oraz uczuciach. Nie dawaj mu gotowych odpowiedzi.
“Zaufanym sposobem na to, jak pomóc dzieciom w zrozumieniu czegoś lub podjęciu decyzji jest zadawanie na ten temat pytań – zamiast natychmiastowego dostarczenia informacji lub odpowiedzi”.
Domowe obowiązki przygotowują do pracy
“Według dr. Marilynn “Marty” Rossmanna, emerytowanego profesora nauk o rodzinie na University of Minnesota, dziecko, które uczestniczy w obowiązkach domowych, ma większą szansę na osiągnięcie sukcesu w przyszłym życiu. Osoby, które osiągnęły największy sukces, wykonywały obowiązki domowe od lat 3 lub 4; te, które zaczęły pomagać w domu dopiero mając kilkanaście lat, w porównaniu z poprzednimi wiodły mniej udane życie”.
Lythcott-Haims zwraca uwagę na silny związek między wykonywaniem obowiązków domowych w dzieciństwie a sukcesem oraz etyką zawodową w życiu dorosłym. Chcesz, żeby Twoje dzieci odniosły sukces w życiu? Zaangażuj je w obowiązki domowe już od najmłodszych lat.
Prawdziwy sukces nie polega na wierze w siebie i rozmowach o wielkich planach. Polega na byciu proaktywnym oraz umiejętności doprowadzenia czegoś do końca (z dobrym rezultatem). Świetnym poligonem doświadczalnym będą tutaj obowiązki domowe.
Dawaj przykład, miej wysokie oczekiwania w stosunku do dziecka, oczekuj, że Ci pomoże, instruuj w jasny i bezpośredni sposób, odpowiednio dziękuj, dawaj informację zwrotną – i spraw, by taka pomoc po prostu stała się częścią codziennego życia.
U nas funkcjonuje zasada, zgodnie z którą każdy, nawet dwulatek, poświęca codziennie 15 minut dla domu. Do tej pory działa to nieźle ☺
Pomóż im w zbudowaniu wytrwałości
“Najlepszym prognostykiem sukcesu jest odporność, wytrwałość, umiejętność podniesienia się po porażce. Jeśli nie będzie miał okazji doznać dyskomfortu lub przegranej, nie będziesz miał żadnego pojęcia, jak się z nimi mierzyć”.
Wytrwałość polega na umiejętności podniesienia się po każdym upadku. Jest konieczna do osiągnięcia szczęścia i sukcesu. Każdemu z nas kiedyś coś nie wyjdzie i nasze dzieci powinny być na to przygotowane. Oto kilka porad dotyczących tego, jak budować wytrwałość w naszych dzieciach:
- Bądź obecny w ich życiu, okazuj miłość oraz zainteresowanie.
- Pozwól im podejmować ryzyko i popełniać błędy (a potem się z nich uczyć, zgodnie z rozwojowym sposobem myślenia)
- Pozwól im podejmować decyzje (odpuść kontrolę).
- Pomóż im wyciągać wnioski z własnych przeżyć – zainicjuj rozmowę na temat tego, czego nauczyły się dzięki konkretnemu doświadczeniu. Postaw poprzeczkę jeszcze wyżej, ale zwalczaj też perfekcjonizm.
- Buduj ich charakter – pożądanych cech jest wiele, wśród nich – uprzejmość, hojność, sprawiedliwość i gotowość do ciężkiej pracy.
- Dawaj im konstruktywny i precyzyjny feedback – więcej pomysłów odnośnie tego punktu w książce Carol Dweck poświęconej sposobowi myślenia.
- Bądź wzorem! Opowiedz o trudnościach, które Cię spotkały oraz sposobie, w jaki sobie z nimi poradziłeś – nie jesteśmy doskonali ☺
Bądź wzorem – i odnajdź samego siebie
Jak podkreśla Carl Jung, nic nie ma silniejszego wpływu psychologicznego na dzieci niż życie nieprzeżyte przez ich rodziców.
Często tak bardzo pochłania nas bycie rodzicem, że kompletnie się w tym zatracamy. Życie naszych dzieci staje się naszym własnym. Rodzicielstwo nas wykańcza i nie mamy czasu dla siebie samych. I to nie jest dobre.
Badania wskazują na to, że nasze dzieci postrzegają nas jako bohaterów. Zadbajmy więc o to, by faktycznie wieść heroiczne życie: kultywujmy nasze pasje, pochylmy się nad swoim zdrowiem i samopoczuciem, wygospodarujmy czas na ważne relacje. Po prostu żyjmy!
Warto spróbować
- Pomyśl nad swoim stylem wychowywania dzieci – czy bywasz nadopiekuńczy?
- Pomyśl o trzech umiejętnościach, których mógłbyś w tym tygodniu nauczyć swoje dzieci.
- Pozwól dzieciom pomóc w domowych obowiązkach.