„Nie” z miłości. Mądrzy rodzice – silne dzieci. Streszczenie książki
Jesper Juul
Wydawnictwo MiND (2011 r.)
O autorze
Jesper Juul (1948-2019) to duński terapeuta rodzinny, który w swoim życiu prywatnym spełniał się jako mąż, ojciec i dziadek. Był autorem licznych publikacji, znanym mówcą, a także założycielem Familylab International – organizacji, która ma inspirować do lepszego działania w rodzinie, w tym pogłębiania więzi z dziećmi.
O książce
W swojej książce Juul uczy nas, jak stawiać granice dzieciom, a dokładniej mówiąc, jak „wyznaczać granice swojej przestrzeni”. Tłumaczy, że powiedzenie sobie „Tak!” jest możliwe tylko wtedy, kiedy jesteśmy na tyle wyzwoleni (samo świadomi), by powiedzieć „Nie!” innym. Udowadnia, że łatwiej jest odnaleźć swoją prawdziwą tożsamość, gdy jest się wolnym od obowiązku bycia miłym oraz zadawalania innych. Książkę czyta się bardzo szybko, a informacje w niej zawarte można odnieść także do innych relacji niż tylko te z naszymi dziećmi.
Kluczowe myśli z książki
Aby powiedzieć “Tak!” sobie samym, musimy nauczyć się mówić “Nie!” innym
„Ta książka nie mówi o konieczności stawiania dzieciom granic ani o tym, jak w możliwie krótkim czasie zdobyć nad nimi kontrolę. Mówi o tym, że dla jakości wzajemnych relacji trzeba czasem powiedzieć NIE, żeby sobie samemu móc powiedzieć TAK.
W książce tej wyjaśniam, dlaczego musimy − w interesie wszystkich − wyznaczać granice swojej przestrzeni − i jak możemy to robić bez obrażania i ranienia innych.
Poza tym musimy nauczyć się to robić z dobrą wolą, a także ze świadomością, że w ten sposób stajemy się dla naszych dzieci wzorem do naśladowania”.
Po książkę sięgnęliśmy po przeczytaniu pozycji „Twoje kompetentne dziecko”, w której Juul rozwija temat stawiania granic zarówno własnym dzieciom, jak i innym ludziom – w imię ich zdrowego rozwoju. Książka liczy zaledwie 100 stron, ale zdecydowanie zmusza do refleksji.
Stawianie granic dzieciom nie polega na kontrolowaniu ich ani na zdobyciu nad nimi władzy. Chodzi o bycie autentycznym, wzięcie odpowiedzialności za siebie samych oraz naukę definiowania naszych granic w interakcji z innymi.
Warto pamiętać o dwóch istotnych rzeczach. Po pierwsze, w relacjach pełnych miłości łatwiej nam o bycie podatnym na zranienie, a także chętniej i szybciej pozwalamy na przekroczenie naszych granic w zamian za radość bycia z osobą, którą kochamy. Po drugie, biorąc pod uwagę względy historyczne, kulturowe oraz socjoekonomiczne, naprawdę ciężko jako rodzic powiedzieć „Nie!” własnemu dziecku.
To częste źródło frustracji zarówno dla rodziców, jak i dzieci, co pociąga za sobą mnóstwo negatywnych konsekwencji. Bo mówiąc „Nie!” innym, uczymy się mówić „Tak!” sobie samym.
„Dużo trudniej mówić NIE i dlatego jest w nim więcej miłości, bo wymaga więcej roztropności, zaangażowania, szczerości i odwagi”.
Oto właśnie chodzi. Żeby powiedzieć sobie „Tak!”, musimy najpierw poświęcić czas i energię na zastanowienie się, co jest dla nas ważne i jak mamy to osiągnąć. Gdy już wiemy, gdzie zmierzamy, łatwiej jest nam się odnaleźć i powiedzieć „Nie!” wszystkiemu, co sprawia, że zbaczamy z obranego kursu. Dla przykładu: jeśli zdecydowaliśmy się jeść zdrowo, zamawianie fast foodów nie wchodzi w grę. Mówiąc „Nie!” tego typu zachciankom dzieci (a może i Waszym), stajecie w obronie tego, w co autentycznie wierzycie. Nie jest to łatwe, ale jest kluczowe – w każdej relacji.
Miłość a służba
„Przywództwo w rodzinie nie oznacza władzy nad innymi i prawa do podporządkowania ich swojej woli. Polega raczej na tak integralnym reprezentowaniu pewnych wartości i celów, że inni czują się do nich przyciągnięci. Dzieje się tak wtedy, gdy nasze działanie stoi w całkowitej zgodzie z naszymi wartościami”.
Juul zwraca uwagę na ważną kwestię: dziecko potrzebuje rodziców, którzy są liderami (wzbudzają szacunek, zaufanie i jednocześnie kierują dziecko w odpowiednią stronę). Nie chodzi tutaj ani o bycie szefem, ani o bycie sługą.
Gdy rodzice zaczynają usługiwać własnym dzieciom, nieustannie się nimi zamartwiają i zapominają o własnych potrzebach. Małe dzieci mają niezwykłą umiejętność wsłuchiwania się w myśli i uczucia rodziców, więc na pewno wyczują ich niepewność. Wówczas dzieci zaczynają postrzegać rodziców jako swoistych dostawców usług, domagając się więcej i więcej. Zapominają, że mowa o prawdziwych ludziach z prawdziwymi uczuciami oraz potrzebami, w tym potrzebą wyznaczenia własnych granic. To powoduje problemy. Już od najmłodszych lat kluczowe jest pokazanie dziecku, że rodzic to ktoś więcej niż osoba, której wyłącznym zadaniem jest dbanie o innych. Rodzice muszą po prostu nauczyć swoje dzieci, że miłość to nie to samo co służba.
Miłość to także wyznaczanie własnych granic i szanowanie czyichś
„Dzieci przypominają bardziej badaczy niż uczniów: żeby zdobyć wiedzę, muszą eksperymentować i samodzielnie wyciągać wnioski. Do tego potrzebują zaufania osób, które towarzyszą im w tym procesie”.
Posiadanie dzieci jest pod wieloma względami dość egocentrycznym projektem, bo opiera się na naszej potrzebie dzielenia się miłością i dbania o innych – czyli właśnie pewnego rodzaju służbie. Zawsze jednak powinniśmy pamiętać o tym, by w tym wszystkim brać pod uwagę również osobowość oraz potrzeby dziecka.
Bądź autentyczny – osobisty przekaz oraz poczucie własnej wartości
„Kiedy posługujemy się tak zwanym językiem przyjaznym dla dziecka, osłabiamy swój przekaz, ponieważ nie wywiera on na nim właściwego wrażenia. Język przestaje iść w parze z uczuciami. A przecież komunikacja z dzieckiem polega na połączeniu właściwych słów − które subiektywnie odbieramy jako właściwe − i autentycznej muzyki języka. Tylko w ten sposób możemy pokazać, kim naprawdę jesteśmy”.
Efektywna komunikacja z dziećmi to sztuka. Zgodnie z teorią Juula jeśli nie czujesz, że dzieci Cię słuchają, to najprawdopodobniej to, co do nich mówisz, nie jest wystarczająco osobiste. Terapeuta rekomenduje używanie osobistego języka oraz wyraźne połączenie języka z emocjami. Komunikacja staje się bardziej efektywna, kiedy wyrażasz się autentycznie – nie chodzi o „mówienie w miłym tonie”, a o wysłanie „osobistego przekazu”.
Przykładowo, dzieciom ciężko będzie odkodować wypowiedziane w oskarżycielskim tonie słowa: „Mamie jest bardzo przykro, kiedy po sobie nie sprzątasz”. Mózg dziecka nie przetworzy tej informacji tak, jak na to liczysz, a w rezultacie nie zrozumie ono, o co i dlaczego tak naprawdę Ci chodzi. Ale jeśli powiesz wprost, z irytacją: „Chcę, żebyś teraz pooprzątał!”, wywrze to już zupełnie inny efekt – dziecko będzie wiedzieć, czego od niego oczekujesz.
Według naukowców to, co mówimy, stanowi jedynie 7 proc. tego, co tak naprawdę komunikujemy. Pozostały przekaz idzie drogą niewerbalną. Oznacza to, że najważniejszy jest SPOSÓB przekazania danej wiadomości. Naturalne jest też, że nasze wiadomości ubieramy w słowa, ale dzieci nie zawsze są w stanie odpowiednio je zrozumieć.
Kiedy jesteśmy źli, ale staramy się to ukryć i mówimy miłym tonem a la cierpliwy nauczyciel, dzieci kompletnie nie rozumieją, o co nam chodzi. Z jednej strony widzą nasz gniew, a z drugiej strony nasz głos mówi zupełnie coś innego.
Kluczowe jest, by nasze słowa oraz uczucia były spójne – wtedy będziemy komunikować się w osobisty i efektywny sposób. Juul dodaje też: „Język miłości nie powinien być ani pozytywny, ani negatywny – tylko osobisty”.
Jesteśmy w stanie nawiązać więź z drugą osobą jedynie wówczas, kiedy wyrażamy samych siebie właśnie na poziomie osobistym. Nasz język osobisty może kogoś zaskoczyć, zezłościć albo sfrustrować, ale używając go, nie przekraczamy czyichś granic ani nie narażamy na szwank czyjejś integralności osobistej. A to oznacza, że nie ranimy też niczyjego poczucia własnej wartości.
„Im bardziej połączysz to, co mówisz z tym, czym jesteś, tym bardziej wzrośnie twoje poczucie własnej wartości, i tym bardziej wzbudzać będziesz szacunek oraz zrozumienie”.
Bezpośredni język pomaga w budowaniu statusu lidera oraz stawianiu granic. Juul przypomina jednocześnie, że „tutaj nie chodzi o to, kto wygra, ale o to, by wszyscy dostali jak najwięcej tego, czego potrzebują, a jak najmniej tego, co im szkodzi”.
Absolutnie wspaniałe i prawdziwe.
Potrzeby vs. zachcianki
„Głównym zadaniem rodziców jest zaspokajanie dziecięcych potrzeb bliskości i bezpieczeństwa, dbanie o ich odżywianie, ubranie i sen. Ponadto mają także możliwość spełniania ich różnych życzeń.
Dzieci na początku nie uświadamiają sobie różnicy między tym, na co w danej chwili mają ochotę, a tym, czego naprawdę potrzebują. Tym bardziej świadomi tej różnicy muszą być rodzice. Jeżeli nasze dzieciństwo było naznaczone przez ubóstwo i autorytarne wychowanie, będziemy dzisiaj bardzo czuli dziecięcą tęsknotę za robieniem i dostawaniem tego, na co w danej chwili ma się ochotę. Tak przynajmniej można częściowo wyjaśnić rosnącą tendencję wśród rodziców do uzależnienia się od chwilowych chęci i niechęci swoich dzieci.
Dziecka nie da się rozpieścić dawaniem mu za dużo tego, czego naprawdę potrzebuje. Rozpieszczone dzieci to te, które nie potrafią zaakceptować słowa NIE. Liczą, że ich życzenia będą natychmiast spełniane − i zachowują się roszczeniowo. Jednak tak rozwijają się tylko te dzieci, które dostają za dużo tego, co niepotrzebne”.
Dla naszych dzieci chcemy wszystkiego, co najlepsze. Chcemy dać im wszystko, czego nie mieliśmy sami. A w dodatku w obecnym świecie jest do zaoferowania o wiele więcej, niż mieliśmy do dyspozycji kiedyś. Trzeba jednak pamiętać, że w dłuższej perspektywie rozpuszczanie dzieci po prostu im szkodzi. Ucierpi na tym ich poczucie empatii oraz umiejętność wchodzenia w interakcje z innymi.
W tym kontekście Juul zwraca uwagę na to, jak dużo różni ZACHCIANKI od POTRZEB i jaka jest rola rodziców w tym, by nauczyć dzieci między nimi rozróżniać. Oczywiście otwiera to pole do możliwego konfliktu, gdy życzenia dzieci zderzą się z wartościami wyznawanymi przez rodziców albo po prostu budżetem, którym dysponują.
Dzieci powinny mieć się czym bawić, natomiast nie potrzebują nieskończonej liczby zabawek. Mogą chcieć zjeść na obiad pizzę i popić ją colą, ale wiemy, że potrzebują witamin i innych składników odżywczych. Oczywiście nie ma nic złego w tym, by dać dziecku to, czego chce – ale nigdy nie powinniśmy tego robić po to, by uniknąć konfliktu czy wyjść w oczach dziecka na „tego dobrego”.
Jednocześnie Juul podkreśla, że do zachcianek oraz potrzeb dziecka powinniśmy podejść z powagą. Najpierw rodzice powinni wykorzystać swój autorytet i samodzielnie podejmować decyzje, kiedy powiedzieć „Tak!”, a kiedy „Nie!”. Nie powinni jednak zapominać o dialogu, zwłaszcza wtedy, kiedy dziecko jest już starsze. Starsze dzieci powinny być świadome własnych sympatii i antypatii po to, by móc podejmować właściwe decyzje bez ingerencji rodziców:
„Nieustanny trening w prowadzeniu wewnętrznego dialogu na temat tej różnicy ma decydujące znaczenie dla rozwoju samoświadomości dziecka, a potem dorosłego, ponieważ wiąże się z umiejętnością znalezienia się wobec innych ludzi i określeniem stanowiska wobec różnych zagrożeń czy obietnic”.
Warto tutaj wspomnieć o znanym psychologu Walterze Mischelu oraz wymyślonym przez niego eksperymencie z pianką Marshmallow. Jeśli się nad tym zastanowimy, odkryjemy, że sensem zachcianek jest uzyskanie natychmiastowej gratyfikacji, podczas gdy w przypadku potrzeb musimy na nią dłużej poczekać. Jak myślicie, co decyduje o naszym sukcesie w życiu? Właśnie umiejętność odłożenia w czasie momentu gratyfikacji. Oznacza to, że – ucząc dziecko różnicy między potrzebą a zachcianką już od najmłodszych lat – pomagamy mu w trudnym zadaniu wypracowania samokontroli.
Kiedy mówić „Nie!”
„Najpierw należy wziąć pod uwagę swoje przekonania etyczne, własne potrzeby i granice i z tego punktu widzenia rozważyć konsekwencje odmówienia dziecku spełnienia określonej prośby. Jeśli ma ono już ponad trzy lata, nie wolno także zapominać o jego myślach, doświadczeniach, lękach i oczekiwaniach. Nie oznacza to, że ma ono współdecydować z dorosłymi, jednak dziecko − tak samo jak rodzic − ma prawo do tego, żeby traktować je poważnie i słuchać jego głosu. Poza tym wkład dziecka bywa często zaskakująco cenny. Pozwala także dowiedzieć się czegoś o jego rozumieniu świata i siebie, o jego granicach i życzeniach. Bo choć dziecko niechętnie mówi o swoich uczuciach, to potrafi świetnie się wypowiedzieć, jeśli damy mu szansę mówienia o tym, co je zajmuje”.
Po raz kolejny – bierzmy nasze dzieci na poważnie. Kiedy mówimy im „Nie!”, mogą czuć się sfrustrowane, smutne albo rozczarowane, ale takiej emocjonalnej reakcji nigdy nie powinniśmy krytykować ani ośmieszać. Następnym razem, kiedy dziecko dostanie ataku szału, dlatego że nie kupiliśmy mu kolejnej figurki Spidermana do kolekcji, powiedzmy: „Wiem, że jesteś rozczarowany. Mam nadzieję, że za chwilę poczujesz się lepiej”.
Kiedy mówimy dziecku „Nie!”, powinniśmy być otwarci na negocjacje, ale jednocześnie zawsze musimy pozostać wierni wyznawanymi prze nas wartościom. I chociaż jako rodzice możemy powiedzieć naszemu dziecku „Nie!” w praktycznie każdej sytuacji, Juul ostrzega nas, by nigdy tego nie robić, gdy chodzi o spełnienie podstawowych potrzeb związanych z bliskością, poczuciem przynależności, bezpieczeństwem, a także tak podstawowymi kwestiami jak jedzenie, ubrania czy sen.
Co ważne – sami również powinniśmy zachować otwarty umysł w momencie, kiedy „Nie!” padnie ze strony dziecka.
„Kiedy ich sprzeciw − ich NIE − spotyka się z krytyką, próbami przekonywania, motywowania, naciskiem, groźbami albo obietnicami, może dojść do sytuacji, w której obie strony doznają uszczerbku na swojej godności. Gdy jednak rodzic zadowoli się powtórzeniem swojej prośby i odejdzie na chwilę − choćby na parę minut − da dziecku szansę na przemyślenie jego niechęci do współdziałania. Dzięki temu będzie mogło powiedzieć TAK zachowując swoją integralność, a nie po prostu zgodzić się z przymusu”.
Jednym z motywów wiodących książki jest to, że powinniśmy traktować się wzajemnie z szacunkiem i godnością. Pomaga to w nawiązywaniu więzi oraz budowaniu zaufania, które jest ogromnie ważne, zwłaszcza dla nastolatków.
„Nie!” mężczyzn oraz „Nie!” kobiet
„Owo męskie „NIE”, nie jest zastrzeżone tylko dla mężczyzn. Wiele matek potrafi je stosować. Nie znam psychologicznego wyjaśnienia tej różnicy między kobietami i mężczyznami, ale może przyczyna leży po prostu w tym, że kobiety tradycyjnie miały w rodzinie mniej możliwości mówić TAK względem swoich potrzeb. Stąd też pewna trudność, żeby mówić NIE wobec cudzych.
Wiele matek skorzystałoby, wyzwalając się od poczucia winy i wyrzutów sumienia, kiedy mówią NIE. Skorzystałyby na tym także ich dzieci. Wyrzuty sumienia powodują bowiem, że nasz przekaz staje się mętny, a to z kolei prowadzi do konfliktów – bo dziecko nie wie, czego się trzymać, nie otrzymując jednoznacznych TAK i jednoznacznych NIE”.
Mężczyźni są lepsi w stawianiu granic dzieciom i partnerce. Jeśli popatrzymy na sprawę w ujęciu historycznym, to zawsze kobiety miały więcej obowiązków związanych z dbaniem o dom. Prowadzi to do błędnego koła: 1) Kobiety czują, że odpowiedzialność za dobre funkcjonowanie rodziny spoczywa głównie na nich 2) Przestają troszczyć się o siebie i w całości poświęcają się dzieciom (a także partnerowi) 3) Gdy już uda im się powiedzieć „Tak!” samym sobie, odczuwają poczucie winy („jakim prawem idę biegać, skoro mogłabym właśnie czytać dziecku książkę?”) 4) Dzieci wyczuwają te negatywne uczucia, są zdezorientowane i zaczynają przekraczać osobiste granice mamy 5) Wszyscy są zestresowani i nieszczęśliwi.
Pamiętajmy, że nie ma szczęśliwych rodzin bez szczęśliwych żon. Mamy powinny umieć powiedzieć sobie „Tak!”, a skorzysta na tym cała rodzina.
„Wiele kobiet potrzebuje aktywnego wsparcia i inspiracji, by móc – dla dobra całej rodziny – lepiej zatroszczyć się o siebie. Wycofanie się i krytykowanie to wygodna rola, jaką przyjmuje niektórzy mężczyźni”.
A więc, drogie panie, nigdy więcej nie obwiniajcie się już za to, że powiedziałyście sobie samym „Tak!”. Pomyślcie o tym, co Was uszczęśliwia oraz w jaki sposób chcecie o siebie zadbać – i regularnie znajdujcie na to czas.
Spróbuj:
- Trenuj przekazywanie dzieciom informacji w języku osobistym, używając prostych zdań zaczynających się od zwrotów takich jak „Chcę” czy „Lubię”.
- Wytłumacz dzieciom różnicę między potrzebami a zachciankami.
- Częściej mów sobie “Tak!” i wyznaczaj zdrowe granice.